... pewnej złamanej igły.
Nie jakiejś zwykłej igły. O nie. Igły, która zszywała maleństwa w nieco większe konstrukcje. Igły, która jako ostatnia się ostała z mojego pierwszego czteropaku igieł do wyszywania koralikami seed beads...
Jakiż żal przepełnia serce i duszę po utracie towarzyszki doli i niedoli, sukcesów ukończonych koralików i biżuterii a także klęsk splątanych nitek. Będzie mi jej brakowało tym bardziej, że w tej chwili zostałam z rozgrzebanymi dwoma projektami.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej jedno zajęcie, póki co, mniej do przeszkadzania w nauce :).
A tu jedne z ostatnich owoców pracy rąk moich i igły :P.
Trzeba będzie kupić jakąś zgrzewkę tych igieł, bo sporo koralików w drodze do mnie...
1 komentarz:
spoko, nie martwi się;)
Prześlij komentarz