Slider

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Mrożąca krew w żyłach historia...

... pewnej złamanej igły.

Nie jakiejś zwykłej igły. O nie. Igły, która zszywała maleństwa w nieco większe konstrukcje. Igły, która jako ostatnia się ostała z mojego pierwszego czteropaku igieł do wyszywania koralikami seed beads...

Jakiż żal przepełnia serce i duszę po utracie towarzyszki doli i niedoli, sukcesów ukończonych koralików i biżuterii a także klęsk splątanych nitek. Będzie mi jej brakowało tym bardziej, że w tej chwili zostałam z rozgrzebanymi dwoma projektami.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej jedno zajęcie, póki co, mniej do przeszkadzania w nauce :).

A tu jedne z ostatnich owoców pracy rąk moich i igły :P.


Trzeba będzie kupić jakąś zgrzewkę tych igieł, bo sporo koralików w drodze do mnie...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

spoko, nie martwi się;)